środa, 4 października 2017

Kapitularz 2017

Relacja opublikowana pierwotnie w magazynie Szortal Na Wynos Wydanie Specjalne.

Jak może pamiętacie, w zeszłym roku zdałam Wam relację z Łódzkiego Festiwalu Fantastyki KAPITULARZ. Na tegorocznej edycji tego konwentu również byłam i w paru słowach (no dobrze, może w trochę więcej niż paru, bo coś czuję, że wpadam w fazę usilnej potrzeby pisania) chciałabym Wam o nim opowiedzieć. 

Kapitularz 2017 odbył się w dniach 1-3 września. Poprzednim razem nieco narzekałam na pewien dyskomfort wywołany rozdzieleniem imprezy między dwie różne, oddalone od siebie lokalizacje. Tym razem nie było tego problemu. Wszystko zorganizowano w jednym miejscu, a mianowicie na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego. Budynek robi wrażenie nie tylko pod względem architektonicznym, ale i rozmiarowym. Znajduje się tam wiele sal oraz mniejszych i większych auli, dzięki czemu doskonale spełnił wymagania takiego wydarzenia, jakim był Kapitularz.



Jeśli po wejściu do środka i zobaczeniu tej dużej powierzchni pojawiły się obawy, że będzie się tracić czas na poszukiwanie wybranych sal, to szybko zostały one rozwiane. Po pierwsze – w informatorze festiwalowym można było znaleźć dokładne mapki, a po drugie – wnętrze budynku bardzo dobrze oznaczono. Na każdym poziomie na ścianach namalowano rozkład pomieszczeń, a ponadto – na słupach w korytarzach bocznych umieszczono strzałki wskazujące kierunek do konkretnych grup sal. 


Legio XXI Rapax

Z kwestii organizacyjnych nadmienię jeszcze, iż na miejscu nie znajdował się żaden punkt gastronomiczny, ale zawsze można było napić się ciepłej kawy, herbaty, czekolady czy zjeść coś słodkiego w Coffe Poincie. Dodatkowo, w budynku znajdowały się również automaty z napojami oraz słodyczami. Akredytacja przebiegła bardzo sprawnie. Na obsługę też nie można narzekać, okazała się pomocna i miła. Generalnie nie byłam świadkiem jakichś wpadek, więc w moim odczuciu organizacja przebiegła pomyślnie. 

Wystawców było niewielu, co skutkowało mniejszym wyborem. Ja akurat nic dla siebie nie znalazłam. Również gości tym razem przyjechało mniej. Możliwe, że to kwestia terminu, w którym wypadł tegoroczny Kapitularz. Tydzień wcześniej odbyła się inna, o wiele większa impreza fantastyczna, czyli Polcon 2017. Wiadomo, nie każdy ma czas, chęć i możliwości na takie cotygodniowe jazdy z miasta do miasta. Mimo to program obfitował w wiele atrakcji. Tradycyjnie każdy mógł znaleźć coś dla siebie – nie tylko pójść na prelekcje, spędzić czas w Games Roomie, pośpiewać karaoke, wybrać się na filmowy maraton horrorów, ale też poćwiczyć szermierkę, zrobić sobie zdjęcie z wężem czy chociażby dowiedzieć się czegoś o imperium rzymskim (na Kapitularzu gościła ekipa Legio XXI Rapax – jedna z większych grup odtwarzających legiony). Niewątpliwą nowością, nietypową jak na takie imprezy, była możliwość wzięcia udziału w Speed Dating. Nie mogę Wam powiedzieć, jak wyglądała ta formuła w wydaniu fantastycznym, ponieważ inny punkt programu przyciągnął moją uwagę, ale może ktoś z Was podzieli się wrażeniami? Podsumowując, piątek dosyć wolno się rozkręcał (w sensie przybywania uczestników), w niedzielę też było widać jakby mniej osób. Jak już się domyślacie, to właśnie sobota okazała się najbardziej gwarnym, barwnym, tłumnym i atrakcyjnym dniem.


Stoiska wystawców

Festiwale fantastyczne przyciągają ludzi z różnych powodów. Jedni chcą zaprezentować swoje stroje (nieraz wykonane bardzo drobiazgowo i solidnie), inni wziąć udział w larpie, skorzystać z

kilku różnych atrakcji, czy po prostu spędzić czas z osobami o podobnych zainteresowaniach. Mnie przyciągają głównie prelekcje i panele dyskusyjne. Niestety prelekcja prelekcji nierówna. Również na Kapitularzu wśród tych świetnie przygotowanych znalazły się też takie zupełnie niedopracowane i mocno rozczarowujące. Rozumiem, że nie każdy ma dar płynnego przekazywania myśli, poza tym stres związany z publicznym wystąpieniem też może swoje zrobić, jeśli jednak widać, że osoba zna temat, o którym mówi, że ją on interesuje, a może i nawet fascynuje, to nie zwraca się uwagi na drobne potknięcia. Ogólny odbiór jest pozytywny. Zupełnie inne wrażenie pozostawia po sobie prelegent, który kończy swoją prezentację w niecałe pół godziny, stwierdzając, że właściwie to on na temacie się nie zna i niespecjalnie go on ciekawi. Albo taki, który ograniczył się do zrobienia prostej prezentacji, ani trochę nie zastanawiając się nad tym, co powie. W efekcie dostaje się prelekcję totalnie chaotyczną, dukaną i często nie na temat. Czegoś takiego nie słucha się dobrze. Zawsze wtedy zastanawia mnie, dlaczego ktoś zdecydował się o tym mówić i czemu w ogóle zgłosił swoje wystąpienie. 

No dobrze, wystarczy. Nie będę rozwodzić się szczegółowo na temat tych gorszych punktów programu. Wolę skupić się na tych udanych. Po doświadczeniach z zeszłego roku wiedziałam, że spokojnie mogę wybierać się na prelekcje Istvana Vizvary’ego. W tym roku również nie zawiódł. Jego prezentacje były bardzo solidnie przygotowane, a sam prelegent przekazywał swoją wiedzę z dużą swobodą, wzbudzając zainteresowanie oraz rozbudzając ciekawość. Na pierwszej prelekcji opowiadał, jak to jest naprawdę z tym całym wgrywaniem umysłu do komputera, a na drugiej – o pasożytach kierujących zachowaniem swojego żywiciela. Istvan, razem z Kazimierzem Kyrczem i Markiem Grzywaczem, brał jeszcze udział w interesującym panelu dyskusyjnym poświęconym antybohaterom w popkulturze.

Jak wiecie, Istvan Vizvary nie tylko należy do Ekipy Szortalu, ale jest też szortalowym autorem. Z tego też względu pozwolę sobie teraz na małą dygresję. W tym roku (mam przynajmniej taką nadzieję) ma ukazać się jego książka pod tytułem „VIVO”. Patrząc na tematy wystąpień, można się domyślić, że autor interesuje się nauką (pierwsza z prelekcji ma bardzo duży związek z tematem powieści). Jeśli czytaliście jakieś jego opowiadania (ukazywały się np. w „Nowej Fantastyce”, internecie, różnych antologiach – ostatnia to „Dobro złem czyń”), to wiecie również, że bardzo sprawnie posługuje się językiem polskim, ma wyobraźnię, bywa myślicielem i potrafi żartować. Jaka zatem będzie to powieść? Science fiction, w której nie zabraknie humoru, ale która skłoni też do przemyśleń, do tego naprawdę dobrze napisana. Zachęcam gorąco do rozglądania się za „VIVO”. 
 

Kazimierz Kyrcz Jr, Marek Grzywacz, Istvan Vizvary

Dobrze, wracajmy do Kapitularza. Jeśli ktoś interesuje się mitologią słowiańską, z pewnością nigdy nie zawiedzie się na prelekcjach Witolda Jabłońskiego. Z dużą lekkością, nierzadko z humorem, snuje słowiańskie opowieści. W tym roku, oprócz własnego punktu programu, uczestniczył w dwóch innych. W jednym, razem z Mateuszem Poradeckim, opowiadał o władzy i polityce w powieściach fantastycznych. Drugi, momentami dość żywiołowy panel dyskusyjny, dotyczył wojen bogów, wojen cywilizacji. Oprócz Witolda Jabłońskiego brali w nim udział Artur Szrejter, Łukasz Malinowski oraz Grzegorz Gajek. Po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć w akcji Artura Szrejtera, którego do tej pory kojarzyłam jedynie z recenzji jego książek, które ukazały się na Szortalu, napisanych przez Huberta Przybylskiego i Macieja Rybickiego (tak przy okazji wspomnę, iż Hubert szykuje dla Was recenzję kolejnej książki tego autora). Podobnie jak u Witolda Jabłońskiego widać, że tematy mitologiczne to zagadnienia, które autentycznie go fascynują i z wielką przyjemnością dzieli się swoją wiedzą. Do tego potrafi bardzo zgrabnie nawiązać i polecić książki swoich współpanelistów. Miły gest, tym bardziej, że zabrzmiał naprawdę szczerze.


Michał Cholewa, Piotr W. Cholewa

Po raz pierwszy miałam również okazję być na prelekcji Piotra W. Cholewy oraz Michała Cholewy. Żałowałam, że dotarłam dopiero na drugą ich prezentację (o kryzysach kosmicznych), bo jestem pewna, że ta pierwsza, poświęcona bitwie pod Trafalgarem, była równie wciągająca. Panowie posiadają umiejętność opowiadania o interesujących ich tematach w niezwykle zajmujący sposób, człowiek nawet nie wie, kiedy mija czas. Z przyjemnością wysłuchałam także prelekcji Andrzeja Chętki, który w ciekawy sposób opowiadał o historii druku i wolności słowa. A jeśli już mowa o lekkości snucia opowieści, to trudno nie wspomnieć też o Andrzeju Pilipiuku, prawdziwym gawędziarzu, na którego wystąpieniach też nie można narzekać na nudę.

Konwentowicze w akcji

W pamięć zapadła mi również prelekcja Manueli Włodarczyk, która opowiadała o wpływie muzyki na człowieka. Można było dowiedzieć się na niej o paru ciekawostkach. I jeszcze Piotr Gawron, informatyk kwantowy. To kolejny przykład osoby, której rozprawianie o nauce sprawia przyjemność. Do pierwszej prelekcji podszedł z humorem, pokazując, w jaki sposób mechanika kwantowa bywa wykorzystywana do celów religijnych czy finansowych, a w trakcie drugiej wziął pod lupę statystykę.


Na koniec tej przydługawej relacji powiem, że w sobotę trafiłam do sali, w której mała grupka konwentowiczów śpiewała karaoke. Ich wykonanie „Kiss from a rose” Seala naprawdę miało moc. Nawiązując do prelekcji Manueli Włodarczyk, muzyka wywołała w moim organizmie bardzo pozytywne reakcje. Dali czadu!

Ok, to jeszcze drugi koniec – tutaj link do galerii, w której będziecie mogli zobaczyć parę zdjęć z tegorocznego Kapitularza. Oto on: https://photos.app.goo.gl/4eaINuFLUmUqJnP63


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz