czwartek, 30 sierpnia 2018

Z cyklu: świat w obiektywie

Włoskie podróże 

Sierpień powoli już się z nami żegna. Szybko zleciał, prawda? Właściwie, jak się tak zastanowić, to nie dotyczy to jedynie tego jednego miesiąca. Praca, dom, ciągły pośpiech i nagle okazuje się, że większa część tego roku minęła nie wiadomo kiedy. 

Freski na Casa Mazzanti, Werona

Życie jednak to nie tylko obowiązki. Jak to mówią Włosi: życie jest po to, żeby żyć. Niby banalne, lecz nie zawsze oczywiste. Nie ucieknie się od pracy, zobowiązań, ale warto też znaleźć czas na rozluźnienie. Czyż nie robi się radośniej i cieplej na sercu, kiedy pomyśli się o minionym miesiącu i uświadomi sobie, że znalazło się czas na życie, po prostu? Tak po swojemu? Np. wybrało się do kina, przeczytało w spokoju książkę, na którą ciągle brakowało czasu, spotkało się z przyjacielem na piwie i porozmawiało serdecznie, albo zrobiło cokolwiek innego, co sprawia przyjemność, tak dla siebie. Wtedy nawet ten pędzący czas jakby mniej przeraża.


Ponte Pietra nad rzeką Adygą, Werona

Dla mnie sierpień był wyjątkowym miesiącem, ponieważ udało mi się zrealizować wieloletnie marzenie. Wybrałam się w końcu w podróż do Włoch. Zwiedziłam głównie region Wenecji Euganejskiej oraz skrawek Lombardii. 

Fragment grobowca rodu Della Scala, który rządził Weroną przez 125 lat

Pierwszym przystankiem była Werona, czyli miasto zawdzięczające swą sławę dramatowi Shakespeare'a "Romeo i Julia". Obejrzałam wszystkie charakterystyczne miejsca: dom Romea, balkon Julii, grobowiec rodu Della Scala. Podziwiałam niezwykle ozdobny Palazzo Maffeii i freski na Casa Mazzanti. Spacerując po mieście widać ślady przeszłości, które trwają mimo nacierającej zewsząd teraźniejszości.


Arena, czyli ruiny starożytnego rzymskiego amfiteatru oraz całkiem współczesna lampa, Werona

Następny etap mojej podróży obejmował niewielkie, typowo turystyczne miejscowości zlokalizowane nad jeziorem Garda: Malcesine, Bardolino oraz Sirmione. Szczególnie ciepło wspominam pierwszą z nich. Mimo sporej ilości ludzi Malcesine zachowało swój urok i czar.


 Malcesine, widok z zamku Scaligero

W Malcesine znajduje się kolejka linowa, którą można wjechać na Monte Baldo (masyw górski w Alpach Wschodnich), na wysokość 1760 m n.p.m. Na górze roztaczają się niesamowite widoki. Jest również możliwość przekąszenia czegoś, wypicia orzeźwiającego Spritza, czy też zrelaksowania się na leżaku w pięknych okolicznościach przyrody.

Widok z Monte Baldo

W czasie moich włoskich wojaży odbyłam również rejs po jeziorze Iseo (z przystankiem na uroczej wysepce Pescheria Maraglio), a także przejechałam się motorówką po jeziorze Garda. Muszę przyznać, że szczególnie ta druga przejażdżka dostarczyła mi sporo wrażeń (pan Włoch sterujący motorówką mocno się o to starał ;) ).


Szesnastowieczny zamek na wyspie Loreto nad jeziorem Iseo

Ostatnim przystankiem w tej mojej pierwszej włoskiej przygodzie była Wenecja, wypełniona turystami po same brzegi.


Cztery konie z kwadrygi na galerii bazyliki św. Marka, Wenecja

Przyznaję, że tak do końca nie poczułam klimatu tego miasta. Możliwe, że jeszcze kiedyś wrócę do Wenecji, ale już po sezonie, kiedy będzie tam spokojniej i mniej tłumnie. 

 Sznurek gondoli, Wenecja

Pierwszy raz we Włoszech za mną. Chciałabym odwiedzić też inne regiony tego kraju, zatem przede mną kolejne wyprawy :)



Budynek na Campo Sant'Angelo, Wenecja
  
Widok na pałac Dożów, plac i dzwonnicę św. Marka, Wenecja