Sierpień powoli już się z nami żegna. Szybko zleciał, prawda? Właściwie, jak się tak zastanowić, to nie dotyczy to jedynie tego jednego miesiąca. Praca, dom, ciągły pośpiech i nagle okazuje się, że większa część tego roku minęła nie wiadomo kiedy.
Freski na Casa Mazzanti, Werona |
Życie jednak to nie tylko obowiązki. Jak to mówią Włosi: życie jest po to, żeby żyć. Niby banalne, lecz nie zawsze oczywiste. Nie ucieknie się od pracy, zobowiązań, ale warto też znaleźć czas na rozluźnienie. Czyż nie robi się radośniej i cieplej na sercu, kiedy pomyśli się o minionym miesiącu i uświadomi sobie, że znalazło się czas na życie, po prostu? Tak po swojemu? Np. wybrało się do kina, przeczytało w spokoju książkę, na którą ciągle brakowało czasu, spotkało się z przyjacielem na piwie i porozmawiało serdecznie, albo zrobiło cokolwiek innego, co sprawia przyjemność, tak dla siebie. Wtedy nawet ten pędzący czas jakby mniej przeraża.
Ponte Pietra nad rzeką Adygą, Werona |
Dla mnie sierpień był wyjątkowym miesiącem, ponieważ udało mi się zrealizować wieloletnie marzenie. Wybrałam się w końcu w podróż do Włoch. Zwiedziłam głównie region Wenecji Euganejskiej oraz skrawek Lombardii.
Fragment grobowca rodu Della Scala, który rządził Weroną przez 125 lat |
Pierwszym przystankiem była Werona, czyli miasto zawdzięczające swą sławę dramatowi Shakespeare'a "Romeo i Julia". Obejrzałam wszystkie charakterystyczne miejsca: dom Romea, balkon Julii, grobowiec rodu Della Scala. Podziwiałam niezwykle ozdobny Palazzo Maffeii i freski na Casa Mazzanti. Spacerując po mieście widać ślady przeszłości, które trwają mimo nacierającej zewsząd teraźniejszości.
Arena, czyli ruiny starożytnego rzymskiego amfiteatru oraz całkiem współczesna lampa, Werona |
Następny etap mojej podróży obejmował niewielkie, typowo turystyczne miejscowości zlokalizowane nad jeziorem Garda: Malcesine, Bardolino oraz Sirmione. Szczególnie ciepło wspominam pierwszą z nich. Mimo sporej ilości ludzi Malcesine zachowało swój urok i czar.
Malcesine, widok z zamku Scaligero |
W Malcesine znajduje się kolejka linowa, którą można wjechać na Monte Baldo (masyw górski w Alpach Wschodnich), na wysokość 1760 m n.p.m. Na górze roztaczają się niesamowite widoki. Jest również możliwość przekąszenia czegoś, wypicia orzeźwiającego Spritza, czy też zrelaksowania się na leżaku w pięknych okolicznościach przyrody.
Widok z Monte Baldo |
W czasie moich włoskich wojaży odbyłam również rejs po jeziorze Iseo (z przystankiem na uroczej wysepce Pescheria Maraglio), a także przejechałam się motorówką po jeziorze Garda. Muszę przyznać, że szczególnie ta druga przejażdżka dostarczyła mi sporo wrażeń (pan Włoch sterujący motorówką mocno się o to starał ;) ).
Szesnastowieczny zamek na wyspie Loreto nad jeziorem Iseo |
Ostatnim przystankiem w tej mojej pierwszej włoskiej przygodzie była Wenecja, wypełniona turystami po same brzegi.
Cztery konie z kwadrygi na galerii bazyliki św. Marka, Wenecja |
Przyznaję, że tak do końca nie poczułam klimatu tego miasta. Możliwe, że jeszcze kiedyś wrócę do Wenecji, ale już po sezonie, kiedy będzie tam spokojniej i mniej tłumnie.
Sznurek gondoli, Wenecja |
Pierwszy raz we Włoszech za mną. Chciałabym odwiedzić też inne regiony tego kraju, zatem przede mną kolejne wyprawy :)
Budynek na Campo Sant'Angelo, Wenecja |
Widok na pałac Dożów, plac i dzwonnicę św. Marka, Wenecja |