niedziela, 4 lutego 2018

Modlitwa za Owena - John Irving

Siła wiary


Tekst opublikowany pierwotnie na portalu Szortal.

Kolejna książka Johna Irvinga za mną. Jak w każdej jego powieści, tak i w tej znalazłam coś, co mnie zaciekawiło i skłoniło do zastanowienia. Ale czy mogę ją włączyć do grona moich ulubionych? Odpowiedź znajdziecie niżej, ale wcześniej chciałam jeszcze zwrócić uwagę na okładkę. Ładna, prawda? Z jednej strony minimalistyczna, a z drugiej – bardzo wiele mówiąca. Ten jeden przedmiot doskonale wyraża całe mnóstwo emocji i zmian, które zaszły w życiu bohaterów opowieści. Oczywiście, jego symbolika stanie się jasna dopiero po przeczytaniu książki.

John Wheelwright wychował się w niewielkim miasteczku Gravesend w stanie New Hampshire. W wieku jedenastu lat stracił matkę. Do tego czasu nigdy nie zdradziła mu, kim jest jego prawdziwy ojciec. Po jej śmierci opiekowała się nim babcia i Dan, który stał się dla Johna ojcem i przyjacielem. Skończył szkołę, zrobił dyplom z literatury angielskiej, udało mu się uniknąć wysłania do Wietnamu, w końcu wyemigrował do Kanady, gdzie został nauczycielem w żeńskiej szkole. Nie wygląda na to, żeby jego życie było wyjątkowo zajmujące, prawda? Cóż, może i tak, ale tak naprawdę to nie jest książka o nim. John jest jedynie narratorem, opowiadającym historię dzieciństwa własnego i swojego najlepszego przyjaciela - Owena Meany. To właśnie za sprawą Owena opowieść wzbogaca się o barwy, zaskoczenie i nietypowe sytuacje. On jest tutaj centralną postacią i to o nim jest ta powieść.

Irving potrafi tworzyć wyrazistych bohaterów. Każda postać ma charakterystyczne cechy, które ją wyróżniają i identyfikują. Można to powiedzieć nawet o narratorze, który wydaje się być wyjątkowo nieciekawą postacią (w sumie, nijakość przecież też może być rozpoznawczą cechą). Mimo tego, wszystkie osoby pojawiające się w powieści, na czele z Johnem, nikną przy Owenie. Trudno więc nie oprzeć się wrażeniu, że jest to książka jednego bohatera, ale naprawdę wyjątkowego. Przy malutkim wzroście, swoistym głosie, dziecinnym wyglądzie potrafił z niezwykłą mocą oddziaływać na otaczających go ludzi. Jego charyzma wynikała z pewności siebie, bezkompromisowości, inteligencji i ogromnej wiary. Bez obaw wyrażał swoje poglądy, również i te wzbudzające kontrowersje. Dokładnie wiedział, czego chce i jak potoczy się jego życie. Można było odnieść wrażenie, że przyszłość nie kryje przed nim żadnych tajemnic.

Owen miał bardzo dużą wiarę. Nie tylko w siebie, swoje przeznaczenie, ale i w Boga. To jest też jeden z tematów przewodnich powieści - wiara, i to nie tylko w kontekście religii. W końcu wierzyć można nie tylko w Boga, Energię, Wisznu czy inne bóstwa, ale również w przepowiednie, czy ogólnie - słowa innych ludzi. Od najmłodszych lat rodzice, nasze najbliższe otoczenie i sytuacje, których doświadczamy kształtują naszą osobowość. Dzięki nim mamy taki, a nie inny światopogląd, albo, na przykład, mniejszą lub większą wiarę we własne możliwości. Oczywiście, w dorosłym życiu weryfikujemy spojrzenie przekazane nam przez rodziców (a przynajmniej mamy taką możliwość), ale nie zmienia to faktu, że ich wpływ na nasze postrzeganie siebie i świata jest ogromny. Czy zatem Owen nie jest przypadkiem tworem swoich rodziców? A jego wiara, niczym samospełniająca się przepowiednia, wiedzie go do konkretnego finału? Czy jednak faktycznie potrafił podejrzeć przyszłość? A może, po prostu, na podstawie wnikliwych obserwacji potrafił przewidzieć przebieg przyszłych wydarzeń?

W książce poruszane są przede wszystkim dwa zagadnienia - religia i polityka. Jak to bywa u Irvinga, nie zawsze mają one pozytywny wydźwięk. Autor wydaje się krytykować nadmiar rytuałów, uwielbienie dla przedmiotów, nabożeństwa przeznaczone dla masowego odbiorcy. To wszystko sprawia, że tak naprawdę nie mamy możliwości na bezpośrednie nawiązanie relacji z Bogiem. Bohaterowie z równym zapałem rozprawiają o katolikach czy adwentystach, jak i komentują sytuację polityczną. Wyrażają swoje nadzieje względem Johna Kennedy’ego, innym razem krytykują politykę zagraniczną i wojnę wietnamską. Rozprawiają o dezerterach, hipisach czy organizacjach pokojowych. Może nie wszystkich zainteresują te zagadnienia, ale z pewnością dzięki nim można bardzo dobrze wczuć się w atmosferę tamtych lat.

Muszę przyznać, że najbardziej wciągająca była dla mnie początkowa i końcowa część książki. Bardzo lubię gawędziarski styl Irvinga, jednak w przypadku tej powieści, jej środek wydał mi się nieco rozmyty i nadmiernie przegadany. Niespecjalnie interesujące wydały mi się rozważania dorosłego Johna na tematy polityczne. Zabrakło też większej dawki emocji i charakterystycznego humoru. Nie mogę jednak powiedzieć, że czuję się rozczarowana po przeczytaniu "Modlitwy za Owena”, bo zdecydowanie tak nie było. Przyjemnie było znów spotkać się z Irvingiem, wejść w jego świat, a przede wszystkim poznać fascynującego Owena - niepozorną, ale jakże silną i przekonywującą osobę. Niemniej jednak, jak na razie, moimi ulubionymi powieściami tego autora, pozostają: "Hotel New Hampshire" oraz "Regulamin tłoczni win".


Tytuł: Modlitwa za Owena
Autor: John Irving
Tłumacz: Magdalena Iwińska i Piotr Paszkiewicz
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: maj 2016
Liczba stron: 744
ISBN: 978-83-8069-348-7

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz