czwartek, 20 grudnia 2018

Świątecznie

Świąt Bożego Narodzenia 
spędzonych w spokojnej, ciepłej, 
przyjemnej oraz rodzinnej atmosferze. 
Oby nastrój dopisywał, 
a pod choinką znalazły się wymarzone prezenty.
Niech będzie to czas radości i relaksu, 
takiego prawdziwego oddechu od codzienności. 
Niech Nowy Rok przyniesie same sukcesy
 i pozytywne doświadczenia. 
Pomyślności wszelkiej! :)

niedziela, 18 listopada 2018

Why We Sleep - Matthew Walker

Naukowa podróż przez sen

Po co nam sen? Pierwsza myśl, jaka się nasuwa to potrzeba odpoczynku, zregenerowania sił. Ale czy tylko? I ile go właściwie potrzebujemy? Siedem - dziewięć godzin w przypadku dorosłego człowiek, czyli tyle, ile zaleca Światowa Organizacja Zdrowia i Narodowa Fundacja Snu? Czy jednak jest to kwestia indywidualna? Jaki wpływ na nasz organizm ma regularny niedobór snu? Na te i inne pytania w swojej książce "Dlaczego śpimy" odpowiada Matthew Walker, brytyjski naukowiec, profesor neurobiologii i psychologii, który badaniem snu zajmuje się już ponad dwadzieścia lat.

Książka podzielona jest na cztery części. W pierwszej z nich dowiadujemy się czym właściwie jest sen, na jakie fazy jest podzielony, jak się zmienia w trakcie naszego życia, a także jak wygląda on u innych zwierząt. Druga część pokazuje zalety snu, ale też negatywne skutki jego niedoboru, trzecia zaś poświęcona jest naszym marzeniom sennym. W ostatniej części zapoznajemy się z różnymi zaburzeniami snu, takimi jak chociażby bezsenność czy narkolepsja. Autor opowiada również o tym, jak współczesne życie wpływa na pogorszenie jakości naszego snu i co należałoby zmienić, a także o tabletkach nasennych i terapiach zastępczych. Na koniec dostajemy dwanaście wskazówek, które poprawiają nasz sen.

Muszę przyznać, że do tej pory nie zastanawiałam się na tym, jak duży wpływ ma długość oraz jakość snu nie tylko na mózg, ale i na cały organizm. Dobry sen usprawnia umysł, poprawia pamięć, a także korzystnie wpływa na nasz układ odpornościowy, a tym samym na zdrowie. Co ważne, zawartość książki przedstawia się wiarygodnie oraz tworzy logiczną całość. Jak wspomniałam, autor zajmuje się snem ponad dwadzieścia lat, więc można oczekiwać, że wie, co mówi. To, o czym pisze poparte jest badaniami naukowymi, natomiast gdy coś nie jest pewne, albo snuje swoje własne przypuszczenia, wówczas wyraźnie to zaznacza. Walker jest prawdziwym pasjonatem snu. Widać to dobrze podczas lektury, a to sprawia, iż "Why we sleep" czyta się z prawdziwą przyjemnością.


Tytuł:Why We Sleep
Autor: Matthew Walker
Wydawca: Penguin Books
Data wydania: 2018
Liczba stron: 360
ISBN: 978-0-141-98376-9

niedziela, 28 października 2018

Edycja genów. Władza nad ewolucją - Jennifer A. Doudna, Samuel H. Sternberg

Ewolucja pod kontrolą 

Przez miliardy lat życie rozwijało się w wyniku przypadkowych mutacji. Człowiek jednak chciał większej kontroli. Zaczął od wybiórczej hodowli roślin i zwierząt, a skończył na rozwoju narzędzi, dzięki którym mógł manipulować cząsteczką DNA. Niniejsza książka zapoznaje czytelnika z najnowszą (i według autorów najskuteczniejszą) metodą edycji genów, czyli CRISPR-Cas9 (w skrócie CRISPR).

Książka podzielona jest na dwie części. W pierwszej z nich poznajemy historię narodzin technologii CRISPR. Dowiadujemy się, co kryje się pod tym skrótem oraz jak wygląda edycja DNA z wykorzystaniem tej metody. Oczywiście przy omawianiu tego typu zagadnień nie mogło zabraknąć podstawowych informacji z zakresu genetyki. Autorzy w prosty i zrozumiały sposób opowiadają o budowie DNA i RNA, rekombinacji, bakteriach, fagach. Poruszają temat chorób genetycznych, wektorów wirusowych oraz terapii genowych.

W drugiej części książki autorzy prezentują teraźniejsze i przyszłe zastosowania CRISPR, zarówno u roślin, jak i u zwierząt. Szczególną uwagę poświęcają konsekwencjom wykorzystania tej technologii w przypadku ludzi. Z jednej strony może ona dać szansę na normalne życie osobom ciężko chorym, a z drugiej niesie ze sobą również zagrożenia, chociażby te związane z wprowadzaniem do genomu człowieka dziedzicznych zmian, a tym samym zmienianiem naszego gatunku. W jaki sposób zapobiec nadużyciom? Czy jesteśmy gotowi pokierować swoją własną ewolucją? Jak to wpłynie na nasze życie, kulturę, ekonomię? Czy w ogóle powinniśmy to robić?

To, co rzuca się w oczy przez większą część książki, to duży entuzjazm autorów w stosunku do metody CRISPR. Jakby znaleźli lekarstwo na całe zło. Na szczęście w końcu pojawia się też spojrzenie bardziej realistyczne. Okazuje się bowiem, że nie jest to technologia idealna i potrzeba jeszcze wielu badań, by była w pełni skuteczna. Dotyczy to zwłaszcza edycji genów w celach leczniczych. Jak piszą autorzy: "droga CRISPR z laboratorium do kliniki będzie długa i wyboista".

"Edycja genów" napisana jest w sposób przejrzysty i rzeczowy. Skupia się na rozwoju nauki, a także na odpowiedzialności naukowców za swoje prace, bo przecież prędzej czy później wyniki ich badań wpłyną na życie ludzi. Myślę, że pozycja ta najbardziej zainteresuje osoby, które nie śledzą na bieżąco nowinek ze świata nauki, a są ciekawe jak bardzo rozwinęła się genetyka i możliwość manipulowania genomem organizmów żywych, w tym także człowieka.


Tytuł: Edycja genów. Władza nad ewolucją
Tytuł oryginału: A crack in creation. Gene editing and the unthinkable power to control evolution
Autor: Jennifer A. Doudna, Samuel H. Sternberg
Tłumacz: Adam Tuz
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: czerwiec 2018
Liczba stron: 336
ISBN: 978-83-8123-279-1

poniedziałek, 8 października 2018

City 4. Antologia polskich opowiadań grozy

W mieście...

Dziś opowiem parę słów o najnowszym, czwartym zbiorze z serii "City". Podtytuł "Antologia polskich opowiadań grozy" sugeruje, iż czytelnik będzie mierzył się z opowieściami, które przyprawią go o dreszczyk niepokoju, czy przestraszą wizją scenariuszy mniej lub bardziej realnych. Możliwe, że tak właśnie było we wcześniejszych odsłonach tego cyklu. Nie wiem, nie miałam okazji przeczytać. Jeśli zaś chodzi o "City 4" to oczywiście również i tutaj nie brakuje grozy, ale autorzy nie ograniczyli się jedynie do tej jednej konwencji, wzbogacając zbiór o wątki fantastyczne, kryminalne, magiczne, nadprzyrodzone. Elementem łączącym opowiadania jest miasto - przestrzeń, w której może zdarzyć się właściwie wszystko (przynajmniej do takiego wniosku można dojść po przeczytaniu niniejszej antologii).

Jakie skojarzenia przychodzą do głowy na dźwięk słowa "miasto"? Wieżowce, blokowiska, parki, teatry, kina, muzea, korki, hałas, tłok, nocne życie, sklepy, baseny, smog... Przede wszystkim jednak miasto to ludzie. Bardzo, bardzo dużo ludzi. Nieznanych, być może skrywających jakieś tajemnice, albo chowających się za maskami i udających kogoś zupełnie innego. Osób, po których nie wiadomo, czego się spodziewać. W "City 4" nie mogło zabraknąć opowiadań, dotyczących właśnie tego ludzkiego aspektu miasta. Przyznam, że dla mnie były to najlepsze teksty z antologii. Miały w sobie tę nutę realizmu, która sprawia, że czytelnikowi przechodzą ciarki niepokoju po plecach, kiedy uświadamia sobie, że taka sytuacja mogła przydarzyć się też jemu. Bo przecież nigdy nie wie się, na jakiego człowieka się trafi. Niepoczytalnego wariata? Zboczeńca? Mordercę? Szaleńca? To, jak bardzo zaskakujący (w tym negatywnym sensie) potrafią być ludzie oraz ich czyny doskonale pokazuje rewelacyjny tekst "Winda" Istvana Vizvary'ego, którego akcja rozgrywa się w tytułowej windzie, a opowiada o grupce studentek uwięzionych pomiędzy piętrami pewnego akademika. Co ciekawe, na tegorocznym Kapitularzu w trakcie spotkania poświęconego antologii "City 4" dowiedziałam się, iż inspiracją do napisania "Windy" były prawdziwe historie zasłyszane przez autora. Zaskoczyła mnie ta informacja, a kiedy jeszcze przypomniałam sobie opowiadanie poczułam się nieswojo ("one naprawdę się zdarzyły...").

Tematykę morderców i spotkań z ludźmi, których nawet się nie zauważa (ale oni nas, na nasze nieszczęście, jak najbardziej) porusza Kornel Mikołajczyk w opowiadaniu "Wazon". Możemy zajrzeć nie tylko w umysł mordercy, ale i poczuć się w skórze ofiary. Tekst zdecydowanie wzbudza grozę. Zupełnie inaczej jest w przypadku "Ukąszenia Lovecrafta" Huberta Jarzębowskiego. Przy tym utworze można odetchnąć od cięższych klimatów panujących w innych opowiadaniach tego zbioru. Autor inspirując się Lovecraftem w interesujący i ujmujący sposób przedstawił nietypową historię miłosną dwojga nader oryginalnych osób. Przyjemny tekst, mój trzeci ulubiony z "City 4".

W tym zbiorowisku różnorodnych ludzi, jakie można znaleźć w mieście, często jednak człowiek jest sam. W czterech ścianach mieszkania zmaga się samotnie ze swoimi problemami. Najgorsze jest to, że ponosi porażkę. Pokonuje go choroba, jak w "Czarnych myślach" Kazimierza Kyrcza Jr, albo nie potrafi poradzić sobie ze stratą ukochanej osoby ("Czarne czyny" tego samego autora). Z kolei "Ptakot" Tadeusza Oszubskiego w przejmujący sposób przedstawia depresję poporodową samotnej matki, a "Pętla" Flory Woźnicy - problem przemocy w rodzinie.

W "City 4" pojawiły się również opowiadania, które ukazują miasto w bardziej fantastycznej odsłonie. W "Przebudzeniu ćmy" Marcina Zwolenia mamy dystopijną wizję przyszłości, w której życie ludzi podporządkowane jest Miastu ("Miasto jest tobą, ty jesteś Miastem. Służ Miastu"). Dariusz Muszer w "Grębożu" stworzył ciekawy obraz świata, w którym poznajemy Paavaliego, zmartwychwstańca zmuszonego toczyć wieczną walkę w Czwartym Mieście. Natomiast w "Mieście snów" Kacpra Kotulaka, Zombie Joe i Olympus Mountain patrolują miasto, chroniąc jego mieszkańców przed stworami wyjętymi wprost z najgorszych koszmarów sennych.

Antologia "City 4" to niezwykle urozmaicony zbiór. Trudno się temu dziwić, w końcu składają się na niego opowiadania napisane przez 25 różnych osobowości - autorów bardziej i mniej doświadczonych, z których każdy na swój sposób odbiera miasto, w którym żyje. Dzięki temu czytelnik dostaje barwną i kipiącą od pomysłów książkę, z którą z pewnością nie będzie się nudził. 


Tytuł: City 4. Antologia polskich opowiadań grozy.
Autorzy: Dagmara Adwentowska, Adam Froń, Marek Grzywacz, Hubert Jarzębowski, Krzysztof Kochański, Kacper Kotulak, Tomasz Krzywik, Kazimierz Kyrcz Jr, Joanna Łańcucka, Janusz Mika, Kornel Mikołajczyk, Dariusz Muszer, Bartosz Orlewski, Tadeusz Oszubski, Adam Podlewski, Jacek Skowroński, Marta Sobiecka, Anna Szczęsna, Jarosław Turowski, Istvan Vizvary, Mariusz Wojteczek, Flora Woźnica, Zeter Zelke, Marcin Zwoleń, Marek Zychta
Wydawca: Forma

Seria: City
Data wydania: 2018
Liczba stron: 268
ISBN: 978-83-65778-66-6

sobota, 29 września 2018

LMF 2018

Light Move Festival 2018

W roku 2011 po raz pierwszy odbył się w Łodzi festiwal światła. Podczas tego weekendu (28 - 30.09.2018) trwa kolejna jego odsłona. W różnych miejscach miasta rozmieszczone są świetlne instalacje, projekcje, mappingi czy iluminacje podkreślające architekturę. Podczas tych trzech nocy, dzięki połączeniu światła i dźwięku, Łódź nabiera nowego wyrazu oraz wyjątkowej atmosfery.

Sto filmów na stulecie niepodległości - mapping

Mapping na budynku


Świetlna abstrakcja

Gra świateł i muzyki

Świetlny tunel

Była sobie ćma

Struny ze świateł

House of cards

niedziela, 16 września 2018

Opuścić Los Raques - Maciej Żerdziński

Pożeracz umysłów

Maciej Żerdziński - pisarz, lekarz psychiatra, grafik - nie był mi do tej pory znany i pewnie nadal by tak było, gdyby nie została mi polecona jego książka "Opuścić Los Raques" (na okładce i wewnątrz książki znajdują się ilustracje wykonane przez autora). Rekomendacja zaufanej osoby, interesująco brzmiący blurb na okładce... co tu dużo mówić, nastawiłam się na kawał porządnej fantastyki. Czy zatem powieść spełniła pokładane w niej nadzieje? Od razu powiem, że moje zdecydowanie tak. 

Wszystko rozegrało się szybko. Nieznany statek rozbił się na Ziemi. Wcześniej zdążył się z niego katapultować Obcy. Nie pożył jednak długo. Znajdujący się w pobliżu myśliwiec od razu zestrzelił go za pomocą rakiety powietrze-powietrze. I co? Już? Po sprawie? Otóż nie. To dopiero początek historii. Fragmenty wielkiego cielska Obcego spadały niczym deszcz na miasto znajdujące się na dole. Traf chciał, że całkiem spory kawałek upadł koło grupki ćpunów. Ci, niewiele myśląc, doszli do wniosku, że może on im dostarczyć kosmicznego odlotu. I tak powstała alienryna. Umysły osób, które ją zażywały produkowały na zewnątrz fantosy - obce projekcje pochłaniające rzeczywistość naszego ziemskiego świata.   

Powieść zaintrygowała mnie od pierwszych stron, wiele razy zaskakiwała, niekiedy wzbudzała dezorientację, a także sprawiała, że w mojej głowie kłębiło się sporo pytań. Czym naprawdę jest alienryna? Czy Obcy rozbił się na Ziemi przypadkowo, czy było to celowo zaplanowane zdarzenie? A jeśli tak, to przez kogo? Czy alienryna to wstępny etap inwazji, czy może już ten właściwy? Wraz z przewracaniem kolejnych kartek książki moje zaciekawienie wcale nie malało. Pojawiał się za to inny rodzaj pytań i rozmyślania natury bardziej filozoficznej.

"Opuścić Los Raques" to nie tylko opowieść o inwazji Obcych, ale też, a może przede wszystkim o ludziach i walce Dobra ze Złem. Wchodzimy do świata, w którym człowieka atakują fantosy, a potem zalewany jest wszechobecnymi reklamami, tworzącymi poszatkowaną, chaotyczną rzeczywistość z niepasujących do siebie obrazów. Nie ma prawdziwego życia, nie ma rozmów, jest tylko konsumpcja kolejnych produktów i poszukiwanie wrażeń. Ludzie pchają sobie do głowy kable, wstrzykują narkotyki i holo, bo wolą doświadczać sztucznych iluzji. Nawet małe dzieci chodzą z hełmami na głowie, ładującymi im do mózgu bajkowe wizje. Łatwiej jest uciec do nierzeczywistego świata niż próbować żyć w tym realnym. Nowy bóg, który dostarcza samych przyjemności, obiecuje wybawienie i raj na ziemi dla większości jest bardzo zachęcający. Czy warto jednak ulec jego pokusom?

Powieść ujęła mnie nie tylko oryginalnością, wyobraźnią, ale również bogatym i barwnym językiem, jakim posługuje się autor. Dużym atutem jest też kreacja postaci, takich jak np. Fritken, były pacjent szpitala psychiatrycznego, tworzący wizje na zamówienie; Ravaughan, dawniej lekarz, teraz detox; stary Speedo, schizofrenik. Żerdziński (przypomnę, z zawodu psychiatra) poświęca dużo miejsca umysłowi, ale też bardzo dobrze oddaje emocje swoich bohaterów.

"Opuścić Los Raques" nie jest książką lekką. Panuje w niej ponury nastrój, nie brakuje zwariowanych wizji, czy pomieszania między światem realnym i nierzeczywistym, w którym gubią się sami bohaterowie, a co dopiero powiedzieć o czytelniku. Jednocześnie jest to powieść wciągająca, intrygująca, o której nie zapomina się zaraz po przeczytaniu. Jest to z pewnością interesująca pozycja, z którą warto się zapoznać.

 
Tytuł: Opuścić Los Raques
Autor: Maciej Żerdziński
Wydawca: Solaris
Data wydania: 2013
Liczba stron: 342
ISBN: 978-83-7590-138-2

czwartek, 30 sierpnia 2018

Z cyklu: świat w obiektywie

Włoskie podróże 

Sierpień powoli już się z nami żegna. Szybko zleciał, prawda? Właściwie, jak się tak zastanowić, to nie dotyczy to jedynie tego jednego miesiąca. Praca, dom, ciągły pośpiech i nagle okazuje się, że większa część tego roku minęła nie wiadomo kiedy. 

Freski na Casa Mazzanti, Werona

Życie jednak to nie tylko obowiązki. Jak to mówią Włosi: życie jest po to, żeby żyć. Niby banalne, lecz nie zawsze oczywiste. Nie ucieknie się od pracy, zobowiązań, ale warto też znaleźć czas na rozluźnienie. Czyż nie robi się radośniej i cieplej na sercu, kiedy pomyśli się o minionym miesiącu i uświadomi sobie, że znalazło się czas na życie, po prostu? Tak po swojemu? Np. wybrało się do kina, przeczytało w spokoju książkę, na którą ciągle brakowało czasu, spotkało się z przyjacielem na piwie i porozmawiało serdecznie, albo zrobiło cokolwiek innego, co sprawia przyjemność, tak dla siebie. Wtedy nawet ten pędzący czas jakby mniej przeraża.


Ponte Pietra nad rzeką Adygą, Werona

Dla mnie sierpień był wyjątkowym miesiącem, ponieważ udało mi się zrealizować wieloletnie marzenie. Wybrałam się w końcu w podróż do Włoch. Zwiedziłam głównie region Wenecji Euganejskiej oraz skrawek Lombardii. 

Fragment grobowca rodu Della Scala, który rządził Weroną przez 125 lat

Pierwszym przystankiem była Werona, czyli miasto zawdzięczające swą sławę dramatowi Shakespeare'a "Romeo i Julia". Obejrzałam wszystkie charakterystyczne miejsca: dom Romea, balkon Julii, grobowiec rodu Della Scala. Podziwiałam niezwykle ozdobny Palazzo Maffeii i freski na Casa Mazzanti. Spacerując po mieście widać ślady przeszłości, które trwają mimo nacierającej zewsząd teraźniejszości.


Arena, czyli ruiny starożytnego rzymskiego amfiteatru oraz całkiem współczesna lampa, Werona

Następny etap mojej podróży obejmował niewielkie, typowo turystyczne miejscowości zlokalizowane nad jeziorem Garda: Malcesine, Bardolino oraz Sirmione. Szczególnie ciepło wspominam pierwszą z nich. Mimo sporej ilości ludzi Malcesine zachowało swój urok i czar.


 Malcesine, widok z zamku Scaligero

W Malcesine znajduje się kolejka linowa, którą można wjechać na Monte Baldo (masyw górski w Alpach Wschodnich), na wysokość 1760 m n.p.m. Na górze roztaczają się niesamowite widoki. Jest również możliwość przekąszenia czegoś, wypicia orzeźwiającego Spritza, czy też zrelaksowania się na leżaku w pięknych okolicznościach przyrody.

Widok z Monte Baldo

W czasie moich włoskich wojaży odbyłam również rejs po jeziorze Iseo (z przystankiem na uroczej wysepce Pescheria Maraglio), a także przejechałam się motorówką po jeziorze Garda. Muszę przyznać, że szczególnie ta druga przejażdżka dostarczyła mi sporo wrażeń (pan Włoch sterujący motorówką mocno się o to starał ;) ).


Szesnastowieczny zamek na wyspie Loreto nad jeziorem Iseo

Ostatnim przystankiem w tej mojej pierwszej włoskiej przygodzie była Wenecja, wypełniona turystami po same brzegi.


Cztery konie z kwadrygi na galerii bazyliki św. Marka, Wenecja

Przyznaję, że tak do końca nie poczułam klimatu tego miasta. Możliwe, że jeszcze kiedyś wrócę do Wenecji, ale już po sezonie, kiedy będzie tam spokojniej i mniej tłumnie. 

 Sznurek gondoli, Wenecja

Pierwszy raz we Włoszech za mną. Chciałabym odwiedzić też inne regiony tego kraju, zatem przede mną kolejne wyprawy :)



Budynek na Campo Sant'Angelo, Wenecja
  
Widok na pałac Dożów, plac i dzwonnicę św. Marka, Wenecja

niedziela, 1 lipca 2018

Prawdziwa planeta małp. Nowa historia człowieka - David R. Begun

Śladami małp człekokształtnych

"Prawdziwa planeta małp" opowiada historię małp człekokształtnych, aż do linii prowadzącej do człowieka. W miarę upływu lat i kolejnych odkryć okazało się, że droga ewolucji tych zwierząt, w tym również nasza, jest o wiele bardziej skomplikowana niż pierwotnie zakładano. Przekonać się o tym można podczas lektury tej właśnie książki. Autor pisze o swoich doświadczeniach na polu paleoantropologii, nowych znaleziskach, a także prezentuje własne poglądy. Jednym z nich jest teza, wedle której przodkowie ludzi nie wywodzą się z Afryki, ale z Europy.

Trzeba przyznać, że pod względem merytorycznym jest to naprawdę solidna pozycja. Dodatkowym atutem jest fakt, iż przetłumaczył ją Marcin Ryszkiewicz, a więc osoba, która zna się na temacie. Begun prezentuje dokładnie znalezione okazy, klasyfikację hominoidów (czyli wszystkich małp człekokształtnych), opisuje metody badawcze, a także wyjaśnia jak wiele naszych cech, np. struktura zębów, budowa mózgu czy wyprostowane ciało wywodzi się z biologii naszych odległych przodów. Natomiast jeśli chodzi o fascynujący sposób przekazywania wiedzy, to z tym jest już nieco gorzej. Autor niewątpliwie jest pasjonatem i kocha swoją pracę, ale nie zawsze potrafi to przekazać tak, by wciągnąć czytelnika. Momentami ogarniało mnie nieznaczne znużenie, np. podczas czytania dosyć szczegółowych analiz kości, kosteczek czy zębów. 

W ogólnym rozrachunku "Prawdziwa planeta małp" jest książką zdecydowanie wartościową, z której można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy. Mnie osobiście uświadomiła, jak bardzo paleontologia opiera się na spekulacjach. Naukowcy potrafią opisywać nowe taksony na podstawie pojedynczych okazów, a nawet i jednego zęba. Potem okazuje się, że to jednak nie nowy gatunek, ale efekt np. dymorfizmu płciowego i całą systematykę trzeba poprawiać. Jedyna rada, jak mówi Begun, to mieć otwarty umysł, nie trzymać się kurczowo swoich przekonań, a przede wszystkim zwracać uwagę na dowody.

Życie nie stoi w miejscu, ale wciąż ewoluuje. Dopasowuje się do zmieniających się warunków środowiska, nowych wyzwań, tworzy rozwiązania, które zapewnią przetrwanie. W efekcie powstają niekiedy dziwne stworzenia, wyglądające niczym postaci z filmu fantastycznego, jak np. wymarła rodzina ssaków Chalikoteria (takie pomieszanie goryla z nieparzystokopytnym), ale dzięki tej elastyczności natury rozwinął się również gatunek Homo sapiens. Czyż to nie fascynujące?


Tytuł: Prawdziwa planeta małp. Nowa historia człowieka
Autor: David R. Begun
Tłumacz: Marcin Ryszkiewicz
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: wrzesień 2017
Liczba stron: 320
ISBN: 978-83-8123-000-1


wtorek, 26 czerwca 2018

Z cyklu: świat w obiektywie

Parę zdjęć z Mierek k/Olsztynka, które odwiedziłam z okazji XXV Międzynarodowego Festiwalu Fantastyki. 

Relaks nad jeziorem Pluszne.


Nie ma to jak chwila oddechu w pięknych i spokojnych okolicznościach przyrody.

Fado. Na festiwalu już po raz szósty.

Taki wspaniały widok mogłam codziennie rano podziwiać z pokoju hotelowego.

Miejscowa fauna dziarsko pokonuje każdą przeszkodę.
Taka sobie ciekawostka.


niedziela, 6 maja 2018

Wojny przestrzeni - Paweł Majka

Wróżdy ciąg dalszy

Parę ostatnich dni spowolnienia w codziennym rytmie życia pozwoliło mi nadrobić nieco zaległości w lekturze. Tym razem wzięłam na tapetę kontynuację debiutanckiej powieści Pawła Majki. Od razu powiem, że przed lekturą "Wojen przestrzeni" dobrze by było jednak poznać pierwszy tom z tej serii, czyli "Pokój światów". Łatwiej wtedy będzie odnaleźć się w świecie, zorientować, o co chodzi i kto jest kim.

Jeśli czytaliście "Pokój światów" wiecie, że zemsta Kutrzeby jeszcze się nie zakończyła. Pozostała jedna osoba, tajemniczy Szósty, któremu doskonale udawało się ukrywać swoją tożsamość i zacierać za sobą wszelkie ślady. Jakże duże było moje zdumienie, gdy otwierając "Wojny przestrzeni" znalazłam się w kosmosie, dwieście lat po wydarzeniach z tomu pierwszego. Dwieście lat!? Jak to? A co z Kutrzebą i z jego Zmorą? Dopadli Szóstego? Kim był? O co w ogóle chodzi? Szczęśliwie, po przeczytaniu kilku kartek odetchnęłam z ulgą, wracając ponownie do lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku i zmagań głównego bohatera. Okazało się bowiem, iż akcja powieści rozgrywa się nie tylko w różnych czasach, ale i miejscach. Spotyka się starych znajomych, ale pojawiają się również nowe postaci. 

Autor pozostaje wierny konwencji stworzonego przez siebie świata, tak więc i tutaj znajdziemy wiele odniesień do legend, baśni, popkultury, czy literatury. Rozbawił mnie motyw pisarzy fantastycznych jako niebezpiecznych buntowników, których powieści muszą być cenzurowane. Tak samo na mojej twarzy pojawiał się sentymentalny uśmiech za każdym razem, gdy na scenie pojawiał się pewien zdecydowanie nieskromny kocur. 

Muszę przyznać, że w przeciwieństwie do pierwszego tomu, tutaj nie odczułam znużenia nadmiarem przeróżnych odniesień. Może dlatego, że przyzwyczaiłam się do nich i stały się one czymś naturalnym, a może po prostu sprawiają wrażenie mniej chaotycznych, bardziej kontrolowanych. Myślę jednak, że jest to raczej kwestia zajmującej akcji. Obserwowanie rozwoju wydarzeń w kosmosie, w Malowanej Moskwie, czy chociażby śledzenie postępów w sprawie odkrycia tożsamości Szóstego. Przechodzenie od przyszłości do przeszłości, od jednego miejsca do drugiego, zastanawianie się, czy te wszystkie lokalizacje mają ze sobą jakiś związek, momenty zaskoczenia, stopniowe odkrywanie kart przez autora. To wszystko sprawiło, że książka mnie wciągnęła i dostarczyła porządnej dawki rozrywki.

A jak finał? No cóż, może niektórzy będą narzekać, np. że jakoś szybko przebiegł. Mnie jednak zakończenie powieści się podobało. Było emocjonalne, dynamiczne, ale miało w sobie też coś bajkowego, co, moim zdaniem, bardzo dobrze pasowało do całej tej wizji świata. Warto zwrócić również uwagę na to, że "Wojny przestrzeni" czyta się bardzo dobrze, nie tylko dlatego, że sporo się tutaj dzieje. Według mnie duża w tym zasługa warsztatu pisarskiego autora, który z lekkością i pomysłowością potrafi splatać ze sobą słowa. Z pewnością sięgnę po kolejną książkę Majki.


Tytuł: Wojny przestrzeni
Autor: Paweł Majka
Seria: Mitoświat, tom II
Wydawca: Genius Creations
Data wydania: 2017
Liczba stron: 664
ISBN: 978-83-7995-089-8

piątek, 4 maja 2018

Pokój światów - Paweł Majka

Zemsta w świecie z baśni

Wydaje się, że my, ludzie, od zawsze lubiliśmy tworzyć opowieści. Czy to dla wyjaśnienia pojęć, niezrozumiałych zjawisk, przekazania wydarzeń (mniej lub bardziej prawdziwych), czy dla rozrywki. Gdyby było inaczej, czy wówczas powstałoby tak wiele legend, mitów, baśni, religii albo książek? Przekazywane z pokolenia na pokolenie wciąż żyją w świadomości społeczeństw. A co by było, gdyby nabrały realnych kształtów? Jak wyglądałby świat, gdyby mity i religie stały się rzeczywistością?

Akcja powieści rozgrywa się w latach siedemdziesiątych XX wieku. Zgodnie ze starym kalendarzem, oczywiście. Jak może się domyślacie, nie jest to świat znany nam z podręczników. Wszystko dlatego, że około sześćdziesiąt lat wcześniej, gdy na Ziemi szalała pierwsza wojna światowa, doszło do inwazji Marsjan. Chcąc przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, przybysze z kosmosu zrzucili na naszą planetę mitobomby, rozpoczynając tym samym nowy rozdział w historii Ziemi - Kres. Efekty działania pocisków zaskoczyły nawet samych najeźdźców, zmuszając ich do zawarcia pokoju i rozpoczęcia wspólnego życia wraz z ludźmi oraz... innymi stworami.

"Pokój światów" to przede wszystkim wizja świata, w którym wiara i uczucia mają moc sprawczą. Ich potęga przywołuje do życia znane z wierzeń postaci. I to całe ich mnóstwo. Stwory, demony, bóstwa, ożywieńcy, postaci historyczne i literackie, wielkoludy, świadome lasy i zwierzęta. Jest tutaj tyle niesamowitych zjawisk, przeróżnych istot i odniesień do kultury popularnej, że momentami czułam autentyczne znużenie tym przesytem. Owszem, gdyby zebrać pojedyncze grupy ludzi, każdą z ich własnymi wierzeniami, wyobrażeniami, przekonaniami, to faktycznie powstałby właśnie taki chaotyczny wór różnorodności i nadmiaru. Jeśliby w ten sposób spojrzeć się na powieść, to można by uznać, że Majka doskonale oddał tę wielorakość w stworzonym przez siebie obrazie świata.

Fabuła toczy się wokół podróży zorganizowanej przez bogatego, krakowskiego Marsjanina. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Gdzieś tam w tle pojawia się też wątek Wielkiej Rewolucji i Rosji. Tak naprawdę jednak, wszystko kręci się wokół zemsty, którą prowadzi główny bohater - Mirosław Kutrzeba. W miarę lektury, co jakiś czas cofamy się w czasie, by dowiedzieć się, kto jest jego celem i dlaczego. Akcja poprowadzona jest sprawnie, nie brakuje przygód, a także ciekawych postaci. Te ostatnie są dużym atutem powieści, potrafią wzbudzić sympatię oraz zachęcić do dalszego śledzenia ich losów.

Podsumowując, książka może momentami nieco męczyć nadmiarem cudowności i magii, ale wynagradzają to wykreowane postaci oraz styl pisarski autora. Doprawienie całości szczyptą humoru, a także dynamika akcji sprawiają, że "Pokój światów" dostarcza rozrywki i pozwala zrelaksować się po ciężkim dniu.


Tytuł: Pokój światów

Autor: Paweł Majka
Seria: Mitoświat, tom I
Wydawca: Genius Creations
Data wydania: 2015 (wyd. II)
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-7995-029-4

niedziela, 4 marca 2018

Z cyklu: świat w obiektywie

Radocyna








Mroczna materia – Blake Crouch

Miłość w otoczce kwantowej

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Szortal.

Trzymam w ręku "Mroczną materię", powieść ładnie wydaną, w twardej oprawie z obwolutą. Streszczenie brzmi naprawdę zachęcająco. Jest nieźle. Tylko czemu, gdzie człowiek nie spojrzy na książkę – z przodu, z tyłu, na skrzydełka obwoluty – biją po oczach te wszystkie euforyczne zachwyty? Zdecydowanie tego za dużo. Od razu zapala mi się wewnętrzne światełko dystansu i niedowierzania, ale czy słusznie? Może rzeczywiście czeka mnie prawdziwa uczta literacka na najwyższym poziomie? 

Jason Dessen jest fizykiem atomowym i wykładowcą w małym college'u. Mieszka w Chicago wraz z żoną oraz nastoletnim synem. Ich wspólne życie toczy się spokojnym, unormowanym i szczęśliwym torem. Pewnego wieczoru bohater dostaje zaproszenie od Ryana Holdera, kumpla z czasów studenckich, a obecnie znanego i nagradzanego naukowca. Myśl o spotkaniu przywołuje wspomnienia o jego własnych niezrealizowanych ambicjach naukowych. Mimo nieco mieszanych uczuć, Jason postanawia zobaczyć się z Ryanem, nie wiedząc, że ta jedna decyzja całkowicie odmieni jego dotychczasowe życie. W drodze powrotnej zostaje porwany przez zamaskowanego osobnika, który zadaje mu, zaskakujące w tych okolicznościach, pytanie: "Jesteś w życiu szczęśliwy?". Kiedy Jason odzyskuje przytomność, jego życie wygląda zupełnie inaczej – jest osiągającym sukcesy naukowcem, nie ma dzieci, ani żony.

Nie wiem, jak Wam, ale mnie opis książki wydał się niezwykle intrygujący. W pierwszym odruchu przyszło mi na myśl, że może jest to powieść o wirtualnym życiu. Wiecie, coś w stylu: porywacz pozbawia przytomności Jasona i podłącza go do sztucznie wygenerowanej rzeczywistości. Albo odwrotnie, podobnie jak w "Matrixie", Jason budzi się w realności. Okazało się jednak, że wyobraźnia autora podążyła innymi torami. Swoją historię oparł na mechanice kwantowej, a przede wszystkim na teorii Everetta. Jakie są tego konsekwencje? Jak pewnie się domyślacie, w powieści pojawiają się krótkie fragmenty przybliżające czytelnikowi zagadnienia tej dziedziny nauki, jak chociażby słynnego kota Schrödingera, kwestię superpozycji, pomiaru, czy rolę obserwatora wykonującego pomiary. Jeśli ktoś obawia się, że elementy te mogą utrudnić lekturę, to niepotrzebnie. Wszystko zostało przedstawione w sposób bardzo jasny i przejrzysty.

W świecie naukowym teoria wielu światów Everetta nieustannie wywołuje burzliwe dyskusje między jej zwolennikami i przeciwnikami. Nie wydaje się być teorią weryfikowalną i falsyfikowalną, co jednak nie zmienia faktu, że daje duże pole do popisu dla wyobraźni oraz skłania do rozważań natury filozoficznej. Dla przykładu, w niniejszej książce, istnienie wielu światów powiązane jest z naszymi wyborami życiowymi. Zastanawialiście się kiedyś, jak potoczyłoby się Wasze życie, jeśli w pewnym istotnym (albo raczej, zwrotnym) momencie postąpilibyście inaczej? Czy ta odmienna ścieżka życia byłaby lepsza, gorsza, a może po prostu inna? Osobiście uważam, że szkoda czasu, a niekiedy i nerwów, na takie rozmyślania. Czemu? Po pierwsze – nie można cofnąć czasu. Po drugie zaś – to, jakie w określonej chwili podejmujemy decyzje, zależy od poziomu naszej dojrzałości, stanu emocjonalnego, ówczesnego spojrzenia na świat, wielkości bagażu doświadczeń. Z perspektywy czasu zawsze wszystko wygląda inaczej, łatwiej ocenić sytuację, a i my często jesteśmy już innymi osobami. Jedyne co można zrobić znając konsekwencje własnych wyborów, to starać się wykorzystać tę wiedzę w przyszłości. Jednak, zakładając istnienie wielu światów okazuje się, że "wszystko, co może się wydarzyć, wydarzy się"*. Zatem, co by było, gdybyście mieli możliwość zobaczenia, jak wyglądałoby Wasze życie po podjęciu innej decyzji? Gdybyście mogli przyjrzeć się każdej możliwej wersji Waszego losu? Chcielibyście? A może obawialibyście się, że będziecie bardziej żałować swoich dawnych wyborów? I jeszcze jedna kwestia – w jakim stopniu te inne wersje nas byłyby nami z naszego świata? "Odrzucając wszystkie ozdobniki osobowości i stylu życia – jakie zasadnicze elementy czynią ze mnie mnie?"*

Patrzę na wcześniejsze akapity... wygląda na to, że "Mroczna materia" jest powieścią naukowo-filozoficzną. Po części to prawda, ale odnoszę wrażenie, że to nie te fragmenty miały być najistotniejsze w omawianej historii. Stanowią bardziej dekorację, taki dodatek nadający barwności i urozmaicenia. Tak naprawdę, po odrzuceniu tej całej naukowej otoczki oraz implikacji filozoficznych, otrzymujemy opowieść o docenianiu tego, co się ma, chwil spędzonych z ukochaną, o uczuciach, a przede wszystkim – o miłości. Powiedziałabym nawet, że o miłości idealnej, jedynej, wytrzymującej wszelkie próby, której nie straszny ni czas, ni przestrzeń. To ona jest główną siłą kierującą naszym życiem, trzymającą nas przy zdrowych zmysłach, dodającą otuchy w trudnych chwilach, ale też dla której potrafimy posunąć się do najgorszych czynów.

Muszę przyznać, że "Mroczną materię" czyta się błyskawicznie. Autor skupia się na bohaterze – jego odczuciach, tęsknotach, myślach, lękach. Z łatwością można postawić się w jego sytuacji. Tym bardziej, że jest tu dużo emocji, napięcia oraz niebezpieczeństwa. Akcja jest dynamiczna, utrzymuje szybkie tempo do ostatniej strony, co jeszcze podkreślają krótkie zdania i ograniczone do minimum opisy. Dałam się wciągnąć. Naprawdę byłam ciekawa rozwoju wypadków. Ba! Zostałam nawet zaskoczona w końcowej części opowieści. Jednak według mnie, te entuzjastyczne opinie na okładce są, mimo wszystko, nieco przesadzone. Nie jest to książka specjalnie wyjątkowa, a już zdecydowanie nie określiłabym jej mianem mistrzowskiej. W każdym razie czyta się ją dobrze, potrafi zaabsorbować i zapewnić interesującą rozrywkę. Ten jeden, czy dwa wieczory z nią spędzone, mogą być dla wielu ekscytującą przygodą w nieznane.


Tytuł: Mroczna materia
Autor: Blake Crouch
Tłumacz: Paweł Wieczorek
Wydawca: Zysk i S-ka
Data wydania: listopad 2016
Liczba stron: 344
ISBN: 978-83-65521-78-1

*oba cytaty pochodzą z omawianej książki

wtorek, 20 lutego 2018

Fobia - Dawid Kain

W matni strachu

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Szortal.

Lubicie horrory? Krwiożercze rośliny i demony, psychopata zakradający się do snów, zabójcze nagrania, latające wnętrzności, przerażający klaun... Ja dosyć szybko doszłam do wniosku, że nie jest to mój ulubiony gatunek, ani filmowy, ani literacki. Z tego też względu, niespecjalnie ciągnęło mnie do powieści Dawida Kaina, który właśnie z horrorami mi się kojarzył. Człowiek się jednak zmienia i czasem sam siebie zaskakuje. Dla przykładu, sięgając po najnowszą książkę autora, którego twórczości wcześniej nie miało ochoty się czytać. Stąd też wzięła się moja dzisiejsza opowieść o "Fobii".

W swojej najnowszej powieści, Dawid Kain zabiera nas w bliską przyszłość, w której ludzie żyją, będąc nieustannie zanurzeni w nowej sieci - Immersjonecie. Mieszkają w kompleksach mieszkalnych, na które składają się bloki, sklepy, szkoły, restauracje, komisariaty, baseny i wszelkie inne atrakcje. Jeśli nie chcą, mogą przez całe życie nie wytknąć nosa poza jego granice. Ba! Mogą nawet w ogóle nie ruszać się z mieszkania, bo wszelkie potrzebne artykuły i leki dostarczą im drony. W jednym z takich kompleksów mieszka Magdalena Kordowa. Bohaterka porzuciła studia, zrezygnowała ze starego stylu życia i znajomych. Wszystko po to, by zaopiekować się chorym ojcem - pisarzem, który próbując stworzyć powieść idealną, zaczął osuwać się w odmęty szaleństwa. Niestety forma psychiczna Magdy też nie jest najlepsza. Cierpi na ciężką odmianę fobii, która coraz bardziej odsuwa ją od życia. Oboje już od dłuższego czasu nie opuszczają mieszkania, a ich dni nie różnią się jeden od drugiego. Do czasu. Pewnego ranka Magda odkrywa, że jej ojciec zaginął. A właściwie, w tajemniczy sposób rozpłynął się. Jedyne, co po nim zostało, to ostatnia powieść "Kres komunikacji", w której kryją się wskazówki do rozwiązania zagadki jego zniknięcia.

"Fobia" nie jest powieścią, którą można łatwo zaszufladkować, przypisując jej jedną, określoną łatkę gatunkową. Stanowi raczej ich harmonijną mieszankę, łącząc ze sobą elementy fantastyczne, socjologiczne, czy chociażby psychologiczne. Każdy z tych aspektów może mniej lub bardziej zainteresować, w zależności od preferencji czytającego. Moją uwagę zwróciły przede wszystkim wątki psychologiczne. W głównej mierze myśli, kotłujące się w mojej głowie podczas lektury, krążyły wokół fobii i bliskości. Z pewnością zdarzyło Wam się kiedyś poczuć strach, ale czy potraficie sobie wyobrazić, jak wyglądałoby życie, gdyby ten lęk był bardzo spotęgowany, przeraźliwy i ciągły? Czy da się tak w ogóle żyć? Kain przedstawił tę kwestię z niezwykłą plastycznością. Muszę przyznać, że wizja przeogromnego strachu, niszczącego stopniowo każdą sferę życia, odcinającego człowieka od realności, wzbudziła we mnie spory niepokój i grozę. Tylko jak walczyć z takim problemem? I tutaj pojawia się właśnie kwestia bliskości, ponieważ samemu nie da się rady. Dopiero z pomocą tej drugiej, bliskiej nam osoby można mieć jakąś szansę na zmianę i poprawę jakości życia.

Myślę, że w tej książce umiejętność tworzenia bliskich relacji jest ważna też z innych powodów, nie tylko pomaga stawić czoło fobiom. Druga osoba jest taką jakby kotwicą, która zakotwicza nas w rzeczywistości, pozwala czerpać radość z życia, z bycia tu i teraz. Nie wpadamy w sidła technologii i nieustannego podążania za aktualnymi trendami w modzie, tak jak społeczeństwo ukazane w "Fobii". Ludzie w powieści żyją w wirtualnym świecie, chodzą po ulicach nie zauważając, co dzieje się wokół nich. Istotna jest jedynie lekka rozrywka, zabawa, przynależność do jakieś grupy i ślizganie się po powierzchni tematów. Brak głębszej analizy, myślenia o czymś poważniejszym, bardziej skomplikowanym. Czyżby oni wszyscy cierpieli na jakiś rodzaj fobii? A może tak właśnie zaczyna się proces prowadzący do kresu komunikacji?

W czasie czytania wyczuwałam niekiedy (choć może to tylko moje wrażenie) pewne zmęczenie współczesnym światem, powierzchownością kontaktów międzyludzkich, brakiem refleksji, głębszych treści, politycznym jazgotem. Tak, jak gdyby autor chciał zwrócić uwagę, że ta droga daleko nas nie zaprowadzi. To z kolei przywodzi mi na myśl jeszcze jeden, mały wątek, dotyczący pisarstwa. Postać pisarza, próbującego stworzyć utwór ważny, a nie tylko komercyjny. Pisarz, który słowami pragnie wpłynąć w jakiś sposób na odbiorcę, poruszyć go, skłonić do działania. Jeśli spojrzeć w takich kategoriach na "Fobię", to wydaje mi się, iż Kainowi ta sztuka się udała. Nie jest to lekka lektura, chociaż napisana sprawnym, sugestywnym językiem. Powieść jest ciężka od treści i emocji, może miejscami nieco przejaskrawiona, ale z pewnością nie pozostawia czytelnika obojętnym. Dla mnie, dodatkowo miała również pewien wydźwięk osobisty. Podeszłam do niej z pewną rezerwą oraz nieufnością, ale nie żałuję, że po nią sięgnęłam. "Fobia" okazała się interesującym, budzącym emocje utworem.


Tytuł: Fobia
Autor: Dawid Kain
Wydawca: Genius Creations
Data wydania: wrzesień 2016
Liczba stron: 268 (łącznie z reklamami)
ISBN: 978-83-7995-069-0

Z cyklu: świat w obiektywie

Bardejov (Słowacja)