niedziela, 4 marca 2018

Z cyklu: świat w obiektywie

Radocyna








Mroczna materia – Blake Crouch

Miłość w otoczce kwantowej

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Szortal.

Trzymam w ręku "Mroczną materię", powieść ładnie wydaną, w twardej oprawie z obwolutą. Streszczenie brzmi naprawdę zachęcająco. Jest nieźle. Tylko czemu, gdzie człowiek nie spojrzy na książkę – z przodu, z tyłu, na skrzydełka obwoluty – biją po oczach te wszystkie euforyczne zachwyty? Zdecydowanie tego za dużo. Od razu zapala mi się wewnętrzne światełko dystansu i niedowierzania, ale czy słusznie? Może rzeczywiście czeka mnie prawdziwa uczta literacka na najwyższym poziomie? 

Jason Dessen jest fizykiem atomowym i wykładowcą w małym college'u. Mieszka w Chicago wraz z żoną oraz nastoletnim synem. Ich wspólne życie toczy się spokojnym, unormowanym i szczęśliwym torem. Pewnego wieczoru bohater dostaje zaproszenie od Ryana Holdera, kumpla z czasów studenckich, a obecnie znanego i nagradzanego naukowca. Myśl o spotkaniu przywołuje wspomnienia o jego własnych niezrealizowanych ambicjach naukowych. Mimo nieco mieszanych uczuć, Jason postanawia zobaczyć się z Ryanem, nie wiedząc, że ta jedna decyzja całkowicie odmieni jego dotychczasowe życie. W drodze powrotnej zostaje porwany przez zamaskowanego osobnika, który zadaje mu, zaskakujące w tych okolicznościach, pytanie: "Jesteś w życiu szczęśliwy?". Kiedy Jason odzyskuje przytomność, jego życie wygląda zupełnie inaczej – jest osiągającym sukcesy naukowcem, nie ma dzieci, ani żony.

Nie wiem, jak Wam, ale mnie opis książki wydał się niezwykle intrygujący. W pierwszym odruchu przyszło mi na myśl, że może jest to powieść o wirtualnym życiu. Wiecie, coś w stylu: porywacz pozbawia przytomności Jasona i podłącza go do sztucznie wygenerowanej rzeczywistości. Albo odwrotnie, podobnie jak w "Matrixie", Jason budzi się w realności. Okazało się jednak, że wyobraźnia autora podążyła innymi torami. Swoją historię oparł na mechanice kwantowej, a przede wszystkim na teorii Everetta. Jakie są tego konsekwencje? Jak pewnie się domyślacie, w powieści pojawiają się krótkie fragmenty przybliżające czytelnikowi zagadnienia tej dziedziny nauki, jak chociażby słynnego kota Schrödingera, kwestię superpozycji, pomiaru, czy rolę obserwatora wykonującego pomiary. Jeśli ktoś obawia się, że elementy te mogą utrudnić lekturę, to niepotrzebnie. Wszystko zostało przedstawione w sposób bardzo jasny i przejrzysty.

W świecie naukowym teoria wielu światów Everetta nieustannie wywołuje burzliwe dyskusje między jej zwolennikami i przeciwnikami. Nie wydaje się być teorią weryfikowalną i falsyfikowalną, co jednak nie zmienia faktu, że daje duże pole do popisu dla wyobraźni oraz skłania do rozważań natury filozoficznej. Dla przykładu, w niniejszej książce, istnienie wielu światów powiązane jest z naszymi wyborami życiowymi. Zastanawialiście się kiedyś, jak potoczyłoby się Wasze życie, jeśli w pewnym istotnym (albo raczej, zwrotnym) momencie postąpilibyście inaczej? Czy ta odmienna ścieżka życia byłaby lepsza, gorsza, a może po prostu inna? Osobiście uważam, że szkoda czasu, a niekiedy i nerwów, na takie rozmyślania. Czemu? Po pierwsze – nie można cofnąć czasu. Po drugie zaś – to, jakie w określonej chwili podejmujemy decyzje, zależy od poziomu naszej dojrzałości, stanu emocjonalnego, ówczesnego spojrzenia na świat, wielkości bagażu doświadczeń. Z perspektywy czasu zawsze wszystko wygląda inaczej, łatwiej ocenić sytuację, a i my często jesteśmy już innymi osobami. Jedyne co można zrobić znając konsekwencje własnych wyborów, to starać się wykorzystać tę wiedzę w przyszłości. Jednak, zakładając istnienie wielu światów okazuje się, że "wszystko, co może się wydarzyć, wydarzy się"*. Zatem, co by było, gdybyście mieli możliwość zobaczenia, jak wyglądałoby Wasze życie po podjęciu innej decyzji? Gdybyście mogli przyjrzeć się każdej możliwej wersji Waszego losu? Chcielibyście? A może obawialibyście się, że będziecie bardziej żałować swoich dawnych wyborów? I jeszcze jedna kwestia – w jakim stopniu te inne wersje nas byłyby nami z naszego świata? "Odrzucając wszystkie ozdobniki osobowości i stylu życia – jakie zasadnicze elementy czynią ze mnie mnie?"*

Patrzę na wcześniejsze akapity... wygląda na to, że "Mroczna materia" jest powieścią naukowo-filozoficzną. Po części to prawda, ale odnoszę wrażenie, że to nie te fragmenty miały być najistotniejsze w omawianej historii. Stanowią bardziej dekorację, taki dodatek nadający barwności i urozmaicenia. Tak naprawdę, po odrzuceniu tej całej naukowej otoczki oraz implikacji filozoficznych, otrzymujemy opowieść o docenianiu tego, co się ma, chwil spędzonych z ukochaną, o uczuciach, a przede wszystkim – o miłości. Powiedziałabym nawet, że o miłości idealnej, jedynej, wytrzymującej wszelkie próby, której nie straszny ni czas, ni przestrzeń. To ona jest główną siłą kierującą naszym życiem, trzymającą nas przy zdrowych zmysłach, dodającą otuchy w trudnych chwilach, ale też dla której potrafimy posunąć się do najgorszych czynów.

Muszę przyznać, że "Mroczną materię" czyta się błyskawicznie. Autor skupia się na bohaterze – jego odczuciach, tęsknotach, myślach, lękach. Z łatwością można postawić się w jego sytuacji. Tym bardziej, że jest tu dużo emocji, napięcia oraz niebezpieczeństwa. Akcja jest dynamiczna, utrzymuje szybkie tempo do ostatniej strony, co jeszcze podkreślają krótkie zdania i ograniczone do minimum opisy. Dałam się wciągnąć. Naprawdę byłam ciekawa rozwoju wypadków. Ba! Zostałam nawet zaskoczona w końcowej części opowieści. Jednak według mnie, te entuzjastyczne opinie na okładce są, mimo wszystko, nieco przesadzone. Nie jest to książka specjalnie wyjątkowa, a już zdecydowanie nie określiłabym jej mianem mistrzowskiej. W każdym razie czyta się ją dobrze, potrafi zaabsorbować i zapewnić interesującą rozrywkę. Ten jeden, czy dwa wieczory z nią spędzone, mogą być dla wielu ekscytującą przygodą w nieznane.


Tytuł: Mroczna materia
Autor: Blake Crouch
Tłumacz: Paweł Wieczorek
Wydawca: Zysk i S-ka
Data wydania: listopad 2016
Liczba stron: 344
ISBN: 978-83-65521-78-1

*oba cytaty pochodzą z omawianej książki