piątek, 29 grudnia 2017

Hotel Marigold - Deborah Moggach

Czas na zmiany

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Szortal.

Oglądaliście film, który powstał na podstawie powieści Moggach? Ja tak i podobał mi się. Można było w nim zobaczyć historię grupki starszych ludzi, o odmiennych osobowościach i dźwigających różny bagaż doświadczeń życiowych, którzy znaleźli się daleko od swoich rodzinnych domów. Film niósł ze sobą pozytywne przesłanie, pokazywał, że nigdy nie jest za późno, żeby zmienić coś w swoim życiu: przynieść ulgę sumieniu, ponownie się zakochać, zacząć samemu podejmować decyzje, czy nauczyć się czerpać radość z każdej chwili. Biorąc do ręki książkę znów przed oczami pojawili się aktorzy grający w filmie: Judi Dench (tak, okładka pomogła), Maggie Smith, Bill Nighy czy Dev Patel, który wcielił się w Sonniego, właściciela hotelu, który tak uroczo tryskał zapałem i optymizmem. Natomiast kiedy zaczęłam ją czytać, szybko przekonałam się, że ekranizacja stanowi jedynie luźną interpretację powieści. Są to właściwie dwa różne dzieła, które łączy miejsce akcji, imiona bohaterów oraz, powiedzmy, ogólny przekaz.

Wszystko zaczęło się od Raviego Kappora, który nie znosił swojego teścia. Od kiedy Norman został wyrzucony z kolejnego domu spokojnej starości i zamieszkał razem ze swoją córką, Pauline, nerwy Raviego wciąż były rozpalone do czerwoności. Ze swoich żalów zwierzył się Sonniemu, kuzynowi, który do Anglii przyleciał w interesach. Sonny miał prawdziwą żyłkę do biznesu i potrafił wyczuć doskonałą okazję do zarobku. To właśnie on wpadł na pomysł urządzenia domu spokojnej starości w dalekich Indiach, dzięki czemu Ravi mógł pozbyć się swojego dokuczliwego teścia. Machina organizacyjna ruszyła i po jakimś czasie Hotel Marigold zapełnił się angielskimi emerytami.

Na kartkach powieści spotyka się wiele postaci. Uogólniając, można je podzielić na dwie grupy: osoby w wieku +/- pięćdziesiąt, oraz emeryci po siedemdziesiątce. Niektóre z nich możemy mniej lub bardziej poznać, usłyszeć ich myśli, inne pojawiają się na chwilę i szybko znikają, ale wszystkie wykreowane są realistyczne, na to narzekać nie można. Niestety, nie ma większej szansy, żeby bardziej zżyć się z którąś z nich, czy lepiej zrozumieć jej postępowanie. Autorka przeskakuje od jednej do drugiej, albo wprowadza kogoś nowego. Jest ich zwyczajnie za dużo, tu nawet statysta ma swoje pięć minut. A przecież naprawdę nie ma żadnego znaczenia dla fabuły informacja, że jeden z takich statystów rozmyśla o tym, że znudził go obecny chłopak, albo że inna statystka "pożera" w myślach każdego napotkanego mężczyznę, bo pobyt w Indiach tak rozpalił jej żądze, że chodzi wiecznie napalona. Z tego też względu trudno powiedzieć, że czyta się opowieść tylko o emerytach i rozterkach starości. Jest to raczej historia o ludziach, a dokładniej nieszczęśliwych ludziach, których, niezależnie od wieku, dręczą różne problemy. Czują się źle w małżeństwie, bo nagle druga osoba staje się kimś obcym, wkrada się nuda, rutyna, brak zrozumienia, albo uświadamiają sobie, że życie z tą drugą połówką to była jedna wielka pomyłka. Dzieci nie dogadują się z rodzicami. Rodzicom łatwiej przychodzi rozmowa i okazywanie czułości osobom obcym osobom niż własnym dzieciom; z drugiej zaś strony są matki, których jedynym celem życia są właśnie dzieci. Inni cierpią na samotność, brak czułości, poczucie zagubienia w życiu, nieważności. Jeszcze inni, zmagają się z chorobami i ograniczeniami ciała, czy też próbują na wszelkie sposoby udowodnić, że wciąż są atrakcyjni dla płci przeciwnej i potrafią wykazać się w łóżku.

W tle historii pojawiają się też Indie - biedne, głośne, zatłoczone, brudne, z kalekami leżącymi na każdym rogu ulicy, produkujące same tandety (np. samoprzylepne karteczki, które się nie kleją), przyprawiające każdego turystę o biegunkę, ale równocześnie dbające, w przeciwieństwie do Brytyjczyków, o starych ludzi. Obcokrajowców przyciągają do nich piękne zachody słońca i mistyka. Pełno tam mędrców, którzy chętnie pomagają zwykłym śmiertelnikom wznieść się na wyżyny oświecenia duchowego. Ten wymiar religijny autorka podkreśliła umieszczając na początku każdego rozdziału cytaty hinduskich poetów, nauczycieli duchowych, Buddy czy fragmenty mantr, choć można odnieść wrażenie, że stosunek autorki do hinduizmu bywa momentami nieco prześmiewczy.

Książka jest nierówna, składa się z dobrych oraz kiepskich, naciąganych i zupełnie niepotrzebnych scen. Jak wspomniałam na początku, książka i film stanowią dwa odrębne dzieła, ale nie mogę się powstrzymać przed ich porównaniem. Zaletą filmu jest ograniczenie do konkretnej grupy starszych bohaterów, dzięki czemu lepiej można ich poznać, zaobserwować jak zmieniali się i rozpoczynali nowe życie. W książce tego zabrakło, panuje w niej zbytnie rozproszenie i nadmiernie rozdrabnianie na nic nieznaczące szczegóły. Niemniej jednak, przesłanie wydaje się jasne - na każdym etapie życia podejmujemy decyzje, które wpływają potem na nasz dalszy los, i zawsze jest czas, by zmienić coś na lepsze. Zatem, celebrujmy zmiany.


Tytuł: Hotel Marigold
Autor: Deborah Moggach
Tłumacz: Magdalena Hermanowska
Wydawca: Rebis
Data wydania: 02.02.2016
Liczba stron: 384
ISBN: 978-83-7818-834-6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz