Czas na zmiany
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Szortal.
Oglądaliście
film, który powstał na podstawie powieści Moggach? Ja tak i podobał mi
się. Można było w nim zobaczyć historię grupki starszych ludzi, o
odmiennych osobowościach i dźwigających różny bagaż doświadczeń
życiowych, którzy znaleźli się daleko od swoich rodzinnych domów. Film
niósł ze sobą pozytywne przesłanie, pokazywał, że nigdy nie jest za
późno, żeby zmienić coś w swoim życiu: przynieść ulgę sumieniu, ponownie
się zakochać, zacząć samemu podejmować decyzje, czy nauczyć się czerpać
radość z każdej chwili. Biorąc do ręki książkę znów przed oczami
pojawili się aktorzy grający w filmie: Judi Dench (tak, okładka
pomogła), Maggie Smith, Bill Nighy czy Dev Patel, który wcielił się w
Sonniego, właściciela hotelu, który tak uroczo tryskał zapałem i
optymizmem. Natomiast kiedy zaczęłam ją czytać, szybko przekonałam się,
że ekranizacja stanowi jedynie luźną interpretację powieści. Są to
właściwie dwa różne dzieła, które łączy miejsce akcji, imiona bohaterów
oraz, powiedzmy, ogólny przekaz.
Wszystko zaczęło się od
Raviego Kappora, który nie znosił swojego teścia. Od kiedy Norman został
wyrzucony z kolejnego domu spokojnej starości i zamieszkał razem ze
swoją córką, Pauline, nerwy Raviego wciąż były rozpalone do czerwoności.
Ze swoich żalów zwierzył się Sonniemu, kuzynowi, który do Anglii
przyleciał w interesach. Sonny miał prawdziwą żyłkę do biznesu i
potrafił wyczuć doskonałą okazję do zarobku. To właśnie on wpadł na
pomysł urządzenia domu spokojnej starości w dalekich Indiach, dzięki
czemu Ravi mógł pozbyć się swojego dokuczliwego teścia. Machina
organizacyjna ruszyła i po jakimś czasie Hotel Marigold zapełnił się
angielskimi emerytami.
Na kartkach powieści spotyka się wiele
postaci. Uogólniając, można je podzielić na dwie grupy: osoby w wieku
+/- pięćdziesiąt, oraz emeryci po siedemdziesiątce. Niektóre z nich
możemy mniej lub bardziej poznać, usłyszeć ich myśli, inne pojawiają się
na chwilę i szybko znikają, ale wszystkie wykreowane są realistyczne,
na to narzekać nie można. Niestety, nie ma większej szansy, żeby
bardziej zżyć się z którąś z nich, czy lepiej zrozumieć jej
postępowanie. Autorka przeskakuje od jednej do drugiej, albo wprowadza
kogoś nowego. Jest ich zwyczajnie za dużo, tu nawet statysta ma swoje
pięć minut. A przecież naprawdę nie ma żadnego znaczenia dla fabuły
informacja, że jeden z takich statystów rozmyśla o tym, że znudził go
obecny chłopak, albo że inna statystka "pożera" w myślach każdego
napotkanego mężczyznę, bo pobyt w Indiach tak rozpalił jej żądze, że
chodzi wiecznie napalona. Z tego też względu trudno powiedzieć, że czyta
się opowieść tylko o emerytach i rozterkach starości. Jest to raczej
historia o ludziach, a dokładniej nieszczęśliwych ludziach, których,
niezależnie od wieku, dręczą różne problemy. Czują się źle w
małżeństwie, bo nagle druga osoba staje się kimś obcym, wkrada się nuda,
rutyna, brak zrozumienia, albo uświadamiają sobie, że życie z tą drugą
połówką to była jedna wielka pomyłka. Dzieci nie dogadują się z
rodzicami. Rodzicom łatwiej przychodzi rozmowa i okazywanie czułości
osobom obcym osobom niż własnym dzieciom; z drugiej zaś strony są matki,
których jedynym celem życia są właśnie dzieci. Inni cierpią na
samotność, brak czułości, poczucie zagubienia w życiu, nieważności.
Jeszcze inni, zmagają się z chorobami i ograniczeniami ciała, czy też
próbują na wszelkie sposoby udowodnić, że wciąż są atrakcyjni dla płci
przeciwnej i potrafią wykazać się w łóżku.
W tle historii
pojawiają się też Indie - biedne, głośne, zatłoczone, brudne, z kalekami
leżącymi na każdym rogu ulicy, produkujące same tandety (np.
samoprzylepne karteczki, które się nie kleją), przyprawiające każdego
turystę o biegunkę, ale równocześnie dbające, w przeciwieństwie do
Brytyjczyków, o starych ludzi. Obcokrajowców przyciągają do nich piękne
zachody słońca i mistyka. Pełno tam mędrców, którzy chętnie pomagają
zwykłym śmiertelnikom wznieść się na wyżyny oświecenia duchowego. Ten
wymiar religijny autorka podkreśliła umieszczając na początku każdego
rozdziału cytaty hinduskich poetów, nauczycieli duchowych, Buddy czy
fragmenty mantr, choć można odnieść wrażenie, że stosunek autorki do
hinduizmu bywa momentami nieco prześmiewczy.
Książka jest
nierówna, składa się z dobrych oraz kiepskich, naciąganych i zupełnie
niepotrzebnych scen. Jak wspomniałam na początku, książka i film
stanowią dwa odrębne dzieła, ale nie mogę się powstrzymać przed ich
porównaniem. Zaletą filmu jest ograniczenie do konkretnej grupy
starszych bohaterów, dzięki czemu lepiej można ich poznać, zaobserwować
jak zmieniali się i rozpoczynali nowe życie. W książce tego zabrakło,
panuje w niej zbytnie rozproszenie i nadmiernie rozdrabnianie na nic
nieznaczące szczegóły. Niemniej jednak, przesłanie wydaje się jasne - na
każdym etapie życia podejmujemy decyzje, które wpływają potem na nasz
dalszy los, i zawsze jest czas, by zmienić coś na lepsze. Zatem,
celebrujmy zmiany.
Tytuł: Hotel Marigold
Autor: Deborah Moggach
Tłumacz: Magdalena Hermanowska
Wydawca: Rebis
Data wydania: 02.02.2016
Liczba stron: 384
ISBN: 978-83-7818-834-6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz